Za nami Forum Compliance Officer
zorganizowane przez Puls Biznesu. Cieszy szerokie spectrum gości, które
wyraźnie wykracza poza, tradycyjnie już zainteresowane tematyką compliance, branże
finansową oraz farmaceutyczną. Moje wystąpienie dotyczyło zarządzania
informacjami pozyskiwanymi dzięki sygnalistom i jak się okazało, był to
naprawdę potrzebny temat. Sporo z uczestników Forum, jak się wydaje, stoi w
obliczu rozpoczynania prac nad systemami compliance w ich organizacjach i
przekazywane przeze mnie i innych prelegentów mocno praktyczne doświadczenia powinny
być użyteczne. Także w kuluarach nie zabrakło okazji, by powymieniać się
uwagami, czy zaktualizować wiedzę.
Mam kilka refleksji na gorąco
dotyczących tak compliance, jak i tego zawodu, którymi chciałbym się z Wami
podzielić. Przede wszystkim kolejny raz wyraźnie daje się zauważyć fakt, że
niezwykle istotny jest reżim compliance, jaki stoi u źródeł jego wprowadzania.
Nie da się z powodzeniem stosować skopiowanych w stosunku 1:1 rozwiązań z
branży finansowej tak, jak niemożliwe jest takie symetryczne implementowanie
rozwiązań podmiotów nieregulowanych na rynku finansowym. Co więcej, co podkreślał w ciekawym wystąpieniu Pan Jacek Zdziarstek z Raiffeisen Polbank, już przećwiczone, utarte rozwiązania compliance w branży finansowej także wymagają nowego odświeżenia i poukładania na nowo w obliczu okoliczności i wyzwań w tej branży.
Postępująca tu ilość regulacji krajowych i
zagranicznych, wymogów dostosowawczych dla banków, zakładów ubezpieczeń, biur
maklerskich, funduszy inwestycyjnych itp. jest tak zatrważająca, że szczupłe
zazwyczaj działy compliance (pomimo wyraźnego zakorzenienia ich znaczenia w
przepisach prawa bankowego, czy prawa ubezpieczeniowego) zmuszone są do
prowadzenia na szeroką skalę działań dostosowawczych i już niewiele czasu zostaje im na inną
działalność. Do pewnego stopnia dobrym pomysłem jest korzystanie z „wewnętrznego
outsourcingu compliance”, czyli pracowników zatrudnionych w różnych obszarach
przeszkolonych przez Compliance tak, by mogli stanowić ambasadorów compliance w
swoich obszarach. Przestrzegam jednak przed poleganiem na niezależnej opinii
tych osób tak długo, jak długo los tych osób i wynagrodzenie zależne będą od
ich bezpośrednich przełożonych. Już raczej wydaje mi się, że instytucje
finansowe powinny zacieśniać dalej współpracę, być może w ramach np. PIU czy ZBP, by wspólnie ustalać standardy
dostosowawcze do takich wymogów, jakie nakłada choćby MIFID II. Ale to zmartwienie
dla compliance officerów z tej branży, z którą wszakże się silnie identyfikuje,
bo tam zdobywałem pierwsze doświadczenia z zakresu compliance.
Polskie firmy wdrażające
compliance u siebie, nie będące podmiotami regulowanymi mogą (muszą) albo
kopiować standardy swojej grupy, jeśli w takowej istnieją, albo tworzyć własne
rozwiązania w oparciu o doświadczenia z innych branż i podmiotów. Tak ważne jest
to, by nie ulec pokusie łatwego, szybkiego wdrażania kilku procedur, bez
analizy potrzeb i możliwości. Zaleca się, by naprawdę dobrze poznać organizację,
nim zdecydujemy się na wprowadzanie systemu compliance. By opanować nie tylko
luki regulacyjne, ale też przede wszystkim zważyć ryzyka, ustalić zasady
komunikacji i nade wszytko ustalić hierarchię compliance w ramach swojej
organizacji. Wiem, ze to niełatwe, ale tylko poprzez taką drogę można osiągnąć
zamierzone plany.
W tych wszystkich strategicznych
działaniach i planowaniu nie można zapomnieć ani na chwilę o tym, kto będzie
odbiorcą tych wszystkich najświetniej nawet napisanych regulacji. Łatwo być może ulec pokusie „pełnienia funkcji”
w oderwaniu od rzeczywistych problemów organizacji. To się zemści. Compliance
officer nie może stawiać siebie w roli zbawcy organizacji, ani udawać, że
objawia przykazania, które rzucą na kolana ciemny dotąd lud korporacji.
Szczególnie przy mówieniu o etyce należy zachować umiar, by nie doczekać się
zgoła nielicujących do własnej ambicji komentarzy. Etyka ma mieć wymiar faktyczny,
realny, a nie idealistyczny, czy heroiczny. Unikajmy patosu.
Skoro jestem przy języku, to na
koniec ostatnia refleksja z ostatniego spotkania compliance officerów. Compliance
powstało m.in. z potrzeby tłumaczenia skomplikowanych norm prawnych na język
organizacji. Tymczasem dorobiło się już swoistego metajęzyka, który już nie
jest prawniczy, ale też niestety nie jest też zrozumiały dla pracowników,
zarządów, dostawców. Mówmy tak, żeby nas zrozumiano.
I już zupełnie na koniec taka oto
myśl. Daje się zauważyć niesamowitą specjalizację w ramach compliance. Już nie
tylko prawnik, etyk, śledczy, szkoleniowiec, audytor, doradca, ale i
specjalista z często wąskich dziedzin biznesowych. Moim zdaniem niezbędne
powoli się staje określenie standaryzacji dla naszego zawodu tak, by nie było,
jak dziś, wolnej amerykanki. Liczyć tu na ustawodawcę chyba trudno, dlatego
pewnie rynek będzie wymagał samoregulacji. Myślę, że ostatnie wydarzenia
(zmiana prawa bankowego, ubezpieczeniowego, Dobre Praktyki Spółek Notowanych na
GPW 2016) są dobrym asumptem do dyskusji o zawodzie compliance officera,
rozsądnej certyfikacji, wymaganiach i kwalifikacjach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za komentarz. Wszelkie reklamowe odnośniki wklejone bez uzgodnienia z autorem Bloga o compliance nie zostaną opublikowane. Podobnie z treściami nieodpowiednimi. Za treść komentarzy odpowiadają wyłącznie ich autorzy.