Uczestniczyłem całkiem niedawno w
pewnym szkoleniu na temat compliance, zaplanowanym na dwa dni. Przez wrodzoną
dobroć przemilczę tak nazwę organizatora (nie był do końca winny i starał się
jak potrafi wybrnąć z tej strasznej sytuacji) jak i przede wszystkim dane prowadzącej szkolenie
pani. Nie zliczę ilości gaf popełnionych przez panią prowadzącą wobec
uczestników szkolenia, bo w końcu nie było ono z dobrych manier, ale miało dość
bogato zapowiadający się program merytoryczny. Pani Ekspert rozpoczęła od
dużego „C”; zaczęła czytać po kolei przepisy karne kojarzące jej się z obszarem
zainteresowania compliance. Byłoby to nawet i chwalebne gdyby szkolenie było
skierowane do totalnych laików i to o tak ściśle określonych potrzebach, ale
tak w tym przypadku nie było. Nawet
bardzo nie. Uczestnikami byli compliance officerowie z doświadczeniem. Pani
jednak, pomimo uwag grupy wytrwale czytała przepisy, lecąc z laptopa jak z
promptera. Coś jakby oświadczenie. Nie okraszała niczego przykładami, po prostu
brnęła przez gąszcz niestety obcych jej regulacji. Wreszcie ze smutkiem i zdziwieniem
zapytała, czy nie chcemy naprawdę poznać tych przepisów?
Potem było niestety tylko gorzej.
Pani czytała i czytała. A potem postanowiła podzielić się refleksjami. Że w
zasadzie po co to compliance (sic!) itp. itd. Grupa polemizowała, ale w moim
odczuciu wyjątkowo delikatnie i po prostu merytorycznie. Można było tym wygrać
tę sytuację gdyby... gdyby nie brakowało tu wszystkiego. Niestety nie poprawiło
odbioru szkolenia to, że towarzyszyli nam w porze obiadowej uczestnicy
konsolacji. Wszystko było mocno nie tak. Jak zakończyła się ta męka? Wieczorem
otrzymaliśmy sms, że drugi dzień szkolenia nie odbędzie się. Gdy kurtuazyjnie
odpisałem, że żałuję, gdyż miała być to bardziej praktyczna część pani
odpisała, że ona nie żałuje i nie chce nas w ogóle oglądać. Nigdy. Tak właśnie.
Niczego nie zmyślam, nie przerysowuję. Nic mniej, nic więcej.
Prowadzenie szkoleń nie jest
łatwe. Wiem to, bo od kilku lat prowadzę szkolenia dla różnych uczestników.
Prowadzę je dla właścicieli przedsiębiorstw i zarządów, kadry menedżerskiej
każdego szczebla, dla prawników, dla compliance officerów też. Czyli dla
kolegów po fachu, co jest zawsze wyzwaniem i dodatkową przyjemnością. Zawsze
dla ludzi i z myślą o ludziach. Nie mam przekonania o własnej nieomylności,
staram się nie budować dystansu i skupiać na tym, co ma zostać zapamiętane z
moich słow. Ale wiem też, że podejmując
się poprowadzenia szkolenia znam się na swojej dziedzinie, jestem przygotowany
i znam oczekiwania grupy. Nie obrażam się, gdy ktoś ma przeciwne zdanie-
compliance to nie matematyka, przy zachowaniu szacunku do rozmówcy wszyscy
korzystają na wymianie poglądów.
Rynek usług compliance raczkuje w
naszym kraju, pewnie każdy chce zarobić i to jest normalne, że w takiej
sytuacji może dochodzić do pewnych nieporozumień i nawet wpadek. Tu jednak
uwaga do organizatorów szkoleń – Wasi klienci chcą wiedzieć, że nie marnują
czasu i środków na niesprawdzonych ludzi i coś, co zapada w pamięć wyłącznie
jako niesmaczna anegdota. Trzeba trochę poznać osobę, która ma takie szkolenie
prowadzić, nie zostawiać jej zupełnie samej w niesprawdzonym miejscu, a przede
wszystkim upewnić się, że wybraliśmy prawdziwego eksperta. Inaczej aktualny
jest filmik, przed którego wrzuceniem nie mogłem się wprost powstrzymać.
A jeżeli chcielibyście
porozmawiać o nowych wyzwaniach dla służb compliance, doszkolić siebie lub
swoich pracowników- zapraszam do kontaktu.
... I ken du enysing for Ju..
OdpowiedzUsuńKonradzie, wpis bardzo miły dla oka i przytulny dla dobrego humoru, bez szkody dla oceny dostępnych na rynku szkoleń z praktycznego punktu widzenia. ;-) Film w punkt. ;-)